21 marca 2011 roku
Pierwszy dzień wiosny. Wspaniały, słoneczny. Wszystko budzi się do życia. I we mnie coś się obudziło. Bo głowy wpadł mi szalony pomysł. Poszłam na pierwsze w życiu wagary. Ja, wzorowa córka i uczennica.
Ostatnio wszystko w moim życiu zaczęło się zmieniać. Jeszcze tego nie rozumiałam, ale już czułam, że coś ma nastąpić. Coś nowego i niezwykłego. Może sprawił to wiosenny nastrój, a może ja sama bardzo chciałam, żeby w końcu coś się stało, coś wielkiego i ważnego. Nie potrafiłam już być taka jak przedtem, a nie widziałam, co ma nastąpić. I chyba bardzo chciałam, by To się stało właśnie dzisiaj, w ten wiosenny dzień, kiedy można we wszystko uwierzyć od początku. By nie stało się ze mną coś złego, potrzebowałam nowej wiary.
Chodziłam po ulicach, nie bardzo wiedząc, co mam z tą wolnością zrobić. Weszłam do małej kawiarni, gdzie zobaczyłam wielu młodych ludzi, niewiele starszych ode mnie. Trochę się zdziwiłam. Oni chyba też byli na wagarach.
Do mojego stolika dosiadło się dwóch chłopców. Byli dziwnie ubrani. Mieli krótkie włosy, rzemyki na szyjach i rękach. Spytali, co tu robię i tak zaczęliśmy rozmawiać. Jeden z nich, Filip, długo mi się przyglądał i w końcu spytał, czy chcę iść z nimi w pewne miejsce. Zgodziłam się, nie pytając o nic. Czułam, że to będzie coś bardzo interesującego. Chciałam się dowiedzieć, co porabiają ci chłopcy, jak żyją. Chciałam poznać coś innego od tego, co do tej pory znałam. Czyli domu rodzinnego i szkoły.
Poszliśmy w trójkę. Imienia drugiego chłopaka nie znałam.
Weszliśmy do pewnego mieszkania. Wszystko tutaj było nieokreślone, wszystko, czemu się przyglądałam. Zaczęłam się trochę bać, ale weszłam dalej, do pokoju. Byli tam inni, podobni do moich nowych kolegów. Dziewczyny też były. Wszyscy podobnie ubrani, chociaż każdy inaczej. Filip powiedział im, że jestem ,, nowa". Jakaś dziewczyna wstała i zawiesiła mi na szyi sznur przezroczystych koralików. Zrozumiałam, że zostałam przyjęta do ich grona, chociaż jeszcze nie wiedziałam kim są.
Na stoliku zauważyłam kilka strzykawek i jakieś pudełka. Filip wyjął z jednego z nich ampułki i naciągnął płynu do strzykawki. Wziął moją rękę i podwinął rękaw. Bałam się bardzo, ale ciekawość była silniejsza. ,, Pierwsza komunia" - usłyszałam czyjś głos i śmiech. Poczułam ukucie i wlewanie się płynu do krwi. Po chwili wszystko się zmieniło. Było mi tak dobrze, ci ludzie byli wspaniali. Nie martwiłam się szkołą, domem. Chciałam zostać tutaj z nimi na zawsze. Nie wiem, jak długo to trwało. Zaczęłam podsypiać. Był to wspaniały półsen. Wszystko straciło znaczenie, liczył się tylko mój stan. Było mi po prostu dobrze.
Teraz, gdy to opisuję, jestem bardzo senna. Nie wiem, jak wróciłam do domu i co powiedziałam rodzicom. Może nie powiedziałam nic, bo trudno było mi mówić. Nie wiem też, jaki zastrzyk zrobił mi Filip. Wiem tylko, że nie żałuję, że poszam na wagary.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz